25 sierpnia 2012
18 sierpnia 2012
Normy
Kilka miesięcy temu przeczytałam na pewnym blogu, jak powinna ubierać się stateczna pani w średnim wieku, czyli taka w okolicach czterdziestki. Dowiedziałam się, że należy nosić stonowane kolory, żadnych fikuśnych wzorów ani młodzieżowych krojów. Nadruk na koszulce ? Ależ absolutnie, bo to nie wypada !
Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Może faktycznie tak jest, że w pewnym wieku coś wypada a coś nie. Społeczeństwo wymyśliło takie a nie inne zasady, normy i reguły - może najwyższa pora zacząć się do nich stosować. W końcu jestem stateczną panią w prawie średnim wieku.
Myślałam nad tym i myślałam ... dokładnie jeden dzień.
A potem stwierdziłam, że mam w nosie takie normy i zasady. Oczywiście nie wszystkie, bo nie będę latać w koszulce odsłaniającej brzuch, ani też w zbyt krótkiej mini, bo na to faktycznie jestem już zbyt stara ;)
Ale co ja poradzę na to, że lubię żywe kolory, że kocham koszulki z nadrukami, a te z myszką Miki wprost uwielbiam ? Nie mam zamiaru rezygnować z tego dla jakichś wydumanych zasad. Nikomu nie robię krzywdy, że ubieram się tak a nie inaczej, jeśli komuś to nie pasuje, to trudno. Może gdyby chodziło o jakieś normy zachowania, to byłabym bardziej skłonna do ustępstw, ale w tym przypadku ... mówię stanowczo NIE !
Niech każdy z nas ubiera się tak jak chce i na ile się czuje ...
Więc gdy kiedyś zobaczycie szaloną starszą panią z aparatem i w koszulce z myszką Miki, to na 99,9 % będę to ja ;)
Zaczęłam się nad tym zastanawiać. Może faktycznie tak jest, że w pewnym wieku coś wypada a coś nie. Społeczeństwo wymyśliło takie a nie inne zasady, normy i reguły - może najwyższa pora zacząć się do nich stosować. W końcu jestem stateczną panią w prawie średnim wieku.
Myślałam nad tym i myślałam ... dokładnie jeden dzień.
A potem stwierdziłam, że mam w nosie takie normy i zasady. Oczywiście nie wszystkie, bo nie będę latać w koszulce odsłaniającej brzuch, ani też w zbyt krótkiej mini, bo na to faktycznie jestem już zbyt stara ;)
Ale co ja poradzę na to, że lubię żywe kolory, że kocham koszulki z nadrukami, a te z myszką Miki wprost uwielbiam ? Nie mam zamiaru rezygnować z tego dla jakichś wydumanych zasad. Nikomu nie robię krzywdy, że ubieram się tak a nie inaczej, jeśli komuś to nie pasuje, to trudno. Może gdyby chodziło o jakieś normy zachowania, to byłabym bardziej skłonna do ustępstw, ale w tym przypadku ... mówię stanowczo NIE !
Niech każdy z nas ubiera się tak jak chce i na ile się czuje ...
Więc gdy kiedyś zobaczycie szaloną starszą panią z aparatem i w koszulce z myszką Miki, to na 99,9 % będę to ja ;)
14 sierpnia 2012
10 sierpnia 2012
Kinowe zwidy
Byłam sobie w kinie ...
Cudne dziewczę, zwane potocznie moją córką rzuciło wczoraj hasło - Idziemy do kina ! Pomyślałam sobie - czemu nie ? Mańka mojego ulubionego mamuta zobaczę, Sida - Leniwca i Diega o pięknym uzębieniu :).
No więc poszłyśmy, kupiłyśmy bilety, zasiadłyśmy w fotelach i rozpoczął się seans. Zapomniałam jeszcze dodać, że założyłyśmy odlotowe okulary, bo film miał być w 3D. Nie powiem, że lubię, ale jak mus to mus. Początek projekcji, to oczywiście reklamy innych filmów i bardzo dobrze, bo dzięki temu już wiem na jaki pójdziemy za tydzień ;). Jeden, drugi, trzeci spot, czwarty - reklama filmu Madagaskar. Leci i leci ..., jakaś dziwnie długa ta reklama. Coś mnie tknęło, odwracam się do córci i pytam scenicznym szeptem Poszłyśmy na Epokę Lodowcową ? Po ciemku i przez te pierońskie okulary nie widzę za dokładnie, ale córka robi dziwną minę. I w odpowiedzi co słyszę ? Nie na Epokę, na Madagaskar !
Nie ma to jak iść do kina na jedno, a oglądnąć drugie. Obie ręce bym sobie dała obciąć, że na mamuta idę ! Zwidy, omamy i uwiąd w jednym ... ;)
4 sierpnia 2012
Wczasy
" Katalina po
dwutygodniowym pobycie w nadmorskiej mieścinie, gdzie morze było zbyt
słone, piasek zbyt piaszczysty, a lody zbyt lodowe, wróciła do domu.
Była potwornie zmęczona codziennym opalaniem się, leżakowaniem,kąpielami
w morzu, czytaniem książek, ogólnym „nicnierobieniem”. Człowiek w końcu
nie leniwiec, robić musi. Wróciła więc i od samego progu ruszyła na
bitwę z walizkami. Wyciągnęła z ich przepaścistych czeluści to co
zawierały i nie raz, a wiele razy nakarmiła wiecznie głodny otwór
pralki. Pralka kręciła i kręciła, wodę wciągała i prała, aż wyprała. Katalina chcąc, nie chcąc musiała wyprane pranisko powiesić, żeby
wyschło. Jak wyschło musiała odpalić urządzenie grzewcze, pospolicie
zwanie żelazkiem. Odpaliła więc i prasowała, prasowała i ... prasowała,
aż wyprasowała. Potem musiała to wyprasowane rozdzielić między
właścicieli wyprasowanego mienia. Gdy już dokonała owego czynu,
posadziła umęczony zezwłok na krześle przed biurkiem, położyła
zwiędnięte rączyny na klawiaturze, sięgnęła w głąb swego jestestwa i
napisała te dziwne rzeczy, które teraz właśnie czytasz.”
Ten post powstał kilka lat temu, ale że na 90 procent pasuje do opisu tegorocznego urlopu, więc pozwoliłam go sobie odkurzyć i wrzucić tutaj. Te 10 %, które należałoby w nim zmienić, to opis plaży - była zbyt kamienista i, że nie ja wieszałam pranie, tylko moje dzieciorki :).
A teraz tak na poważnie - wakacyjny wypad zaliczam do bardzo udanych :).
A i jeszcze jedno - I love Croatia ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)