Ja się tak nie bawię !
Te wstrętne upały zamieniły mnie w jakieś paskudne zombi !
Nie wiem jak u Was, ale u mnie nic tylko gorąc i gorąc. I to nie jakiś tam normalny, letni, ale parny i burzowy. Jestem dętka ...
Robota w domu idzie mi jak krew z nosa. Poruszam się w tempie żółwicy. Sprzątam w tempie ślimaka - sprzątam pierwsze, potem drugie ... nim skończę drugie, to pierwsze już kurzem zarasta ! Z małej kupki prania wyrósł mi piękny Giewont. W końcu zagryzłam zębiszcza, bo nie było już co na grzbiety włożyć i w 40 stopniowy upale odpaliłam żelazko. Prawie się rozpuściłam , ale dałam radę. Giewont przemienił się w Czantorię.
Dzień później patrzę, a Czantoria znów ma wymiary Giewontu. Jak nic moje pranie jakieś bezeceństwa w nocy wyprawia ;). Oczywiście mi na złość !
Nie mam siły na nic, o drugiej po południu jestem flak i ... dętka. A gdzie tam jeszcze do wieczora. Czytanie książek też mi nie idzie, przeczytam stronę lub dwie i zasypiam. A tu trzeba do biblioteki książeczki odnosić, bo termin się kończy.
O napisaniu jakiejś sensownej notki nawet nie wspominam...
Upał rozpuścił mi mózg, odebrał wszystkie siły, siedzi na chmurze i się śmieje ze mnie ...
chyba wszyscy mamy to samo :) ja mam w domu 30 stopni i parno a w pracy nawet 32 stopnie i zero klimy więc tu i tu się gotuję. Też mnie senność morzy a co do sprzątania to olewam Giewont bo na szczęście mam część ubrań takich nie gniotących się i się nimi ratuję. Sprzątanie ograniczyłam do odpalania co 2 dzień zmywarki i odkurzenia mieszkania raz na tydzień i czekam ... na ochłodzenie czekam. Dwa krzesła z IKEI też czekają na ochłodzenie, żeby je skręcić do kupy ...
OdpowiedzUsuńAle już niebawem, pod koniec tygodnia będą i krzesła i porządek i Giewont zniknie :)))
U mnie jakoś pechowo wszystkie ubrania gniotące się no i luda w domu kupa ;)
UsuńTeż jestem dętka, chociaż najgorszy dzień mam już chyba za sobą, teraz chłodniej a ja mam więcej pracy w domu albo w budynkach :)
OdpowiedzUsuńNo to życzę Tobie i sobie, żeby teraz już było tylko lepiej i troszkę chłodniej ;)
UsuńWitam w klubie :-). Ale jest nadzieja na ochłodę. Z 40 na 39 ha ha ;-). U mnie z tym praniem i sprzątaniem identycznie. Brudy rosną jak na drożdżach i choć wczoraj sprzątałam okazuje się, że to chyba tylko złudzenie. Syzyfowe prace. I ten upał na domiar... Nic to - przeżyjemy. Pozdrówka!
OdpowiedzUsuńAle mnie pocieszyłaś z tym ochłodzeniem ;P U mnie na szczęścia jednak jest sporo większe ;)
UsuńZnam to, znam... Ale w Twojej sytuacji widzę blask nadziei. Kiedy pralniczy Giewont urośnie do rozmiarów Mount Everest, wdrapiesz się na szczyt... tam będzie chłodniej :) :P
OdpowiedzUsuńPS. Pewnie mnie nie poznałaś po ostatnim z komentarzy- to ja, Twoja zaginiona siostra-bliźniaczka,"Tośka- czarny kot" z pozycji nr 1 Twoich Obserwatorów, z zaginionego bloga "Pamiętnik zakrapiany uczuciami". W wolnej chwili, w razie ewentualnego ochłodzenia aury, zapraszam na blog niepisarski i na Candy landrynkowo-biżuteryjne. :)
Obawiam się, że na tym szczycie mogę się rozpuścić - pod sufitem podobno zawsze najcieplej ;)
UsuńNiesamowite moje bliźnię się odnalazło - gdzie byłaś i co robiłaś ??? ;D
Podpisuję się pod tym wszystkimi (otępiałymi z gorąca) członkami :)) Z każdym kolejno przeczytanym zdaniem miałam coraz większy umiech na twarzy, bo to oznacza jedno - nie jestem sama ze zgrzytaniem zębami, stertą zaległości i brakiem chęci do czegokolwiek!!! :D Mocno ściskam
OdpowiedzUsuńJak widać jest nas dużo więcej - może pora założyć stowarzyszenie " Zmęczonych upałem " ;)
UsuńJeszcze raz ja - dopiero zauważyłam, że nie mam Cię jeszcze w obserwowanych! Mam Cię, co prawda, na liście czytnikowej, więc i tak do Ciebie zaglądam, ale żeby formalności stało się zadość, dołączam do oficjalnych podglądaczy :))
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy ;)
Usuń