Wstaje rano, myje zaspaną facjatę, zęby szczotką przeciera. Zaraz potem, żeby się dobudzić kawę wypija. Następnie wciąga na grzbiet swoje dżinsy i widzi, że coś jest nie tak. Jakoś dziwnie ją w pasie uwierają, a jeszcze niedawno, żeby je utrzymać na miejscu potrzebny był pasek. Ubiera koszulkę i stwierdza, że ze wszystkich kilkunastu, no może kilkudziesięciu sztuk, które posiada dobrze wygląda tylko w dwóch. W pozostałych dziwnym zrządzeniem losu przypomina sznurowaną szyneczkę. Zakłada okulary i dokładniej przygląda się sobie w lustrze. Ze zgrozą stwierdza, że podczas zeszłorocznych wakacji, w okolicach pasa musiało się jej zaklinować koło ratunkowe, które właśnie teraz postanowiło się ujawnić. Idzie po rozum do głowy i stwierdza, że jedynym wyjściem z tej sytuacji jest przejście na ścisłą dietę. Ewentualnie mogłaby pójść na zakupy i kupić sobie kilka nowych, większych ciuszków ... ;)
Dieta to bardzo poważna sprawa. Każdy, kto miał z nią kiedykolwiek do czynienia dobrze to wie. Trzeba się do niej przygotować psychicznie i fizycznie. Nie można jej zacząć z dnia na dzień. Wyznacza więc termin rozpoczęcia diety za tydzień w poniedziałek i zaczyna ćwiczyć silną wolę. Wdycha na zapas aromaty świeżej wędlinki z lodówki, bo będzie musiała ją całkiem odstawić. Mówi pa pa białym bułeczkom i kruchym rogalikom. Żegna się ze słodyczami - zjada ostatnią tabliczkę mlecznej czekolady oraz przedostatnią paczkę żelków. Ostatnią z ciężkim sercem zostawia dzieciom. Wyciąga steper, odkurza rower, od córki pożycza skakankę. W sklepie spożywczym wykupuje cały zapas wody bez gazu i sucharów. Tak przygotowana siada i czeka na poniedziałek. W niedzielę uświadamia sobie, że nie może zacząć diety od poniedziałku, bo we wtorek odwiedzą ją przyjaciółka, która na ich babskie, kawowe posiedzenie zawsze coś pysznego, upieczonego przez siebie przyniesie.
Przesuwa dietę na środę i postanawia, że z tych pyszności tylko mały kawałek skonsumuje. We wtorek słowa nie dotrzymuje ! Nie tylko mały kawałek pochłania, ale i ze trzy duże, bo tak dobrego Tiramisu z serka mascarpone nigdy nie jadła. Ale ma przyjaciółkę ! Zamiast w diecie pomóc jeszcze do grzechu namawia ;).
Według planu w środę lodówkę owija łańcuchem i na kłódkę zamyka. Zaciska zęby i zaczyna liczyć kalorie oraz ... dni do końca diety ;).
Dla tiramisu warto przerwać dietę :>
OdpowiedzUsuńdla takiego na pewno :)
UsuńFantastyczny wpis ! Uśmiałam się, ale życzę powodzenia w dalszej walce z dietą :).
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo i witam serdecznie w moich skromnych progach :)
UsuńHi...hi..... skad ja to znam. I stwierdzam uroczyscie nigdy wiecej diety, trezba jeść mnieji systematycznie a organizm sam zacznie spalać to co trzeba i gdzie trzeba, tylko musi mieć na to czas.Miłego dnia:)
OdpowiedzUsuńu mnie niestety ciężko z tą systematycznością, gdy przychodzą jesienne i zimowe ciężkie wieczory, moje zapotrzebowanie na słodycze znacząco wzrasta - co widać na wiosnę ;)
UsuńSuper wpis.. jak to dobrze wiedieć e nie tylko ja borykam się z dietą;-))
OdpowiedzUsuńTy też ? To znaczy, że nie jestem sama, a we dwójkę raźniej się głoduje ;D
UsuńA ja się zawziąłem i z moich ponad 92 kilo, zjechałem do ...... zaraz pójdę sprawdzę do łazienki ..... 81,9. Ciasta i takie tam zajadam w weekendy, ale odpracowuję ganiając z Renatką na rowerze.
OdpowiedzUsuńPiękny wynik, pozytywnie zazdroszczę :)
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńDziś zmusiłam się, aby odpowiedzieć na Twoje miłe jak zwykle słowa.
Nie myśl proszę, że nie lubię odpowiadać na Twoje przesyłki. Wręcz przeciwnie. Lubię je dostawać i zawsze czekam na nie z niecierpliwością.
Niestety ostatnio dopadło mnie zmęczenie i nie mogę sobie z nim poradzić. Do tego stale na wszystko brakuje mi czasu . Robię tylko co konieczne, a gdzie czas na książkę, przyjaciół, ogród…? Co robię źle???? Przecież każdy z nas ma do dyspozycji tyle samo godzin.
A na diecie jestem już od kilku lat i jakoś do tego przywykłam
Mam nadzieję, że Ty masz więcej czasu a i tą pogodową huśtawkę znosisz znacznie lepiej
Życzę Ci wielu słonecznych promyków, radości z otaczającego świata.
Pozdrawiam już niestety krótszym dniem
PS. Pamiętaj ja już tutaj ponownie nie zaglądam
też bym musiała zarzuć z jakieś 2 kilogramy ale motywacja zerowa a w domu łasuch do entej potęgi, który nawet kostce cukru nie przepuści ... nie ma więc szans na dietę. Myślałam o fitnesie ale po ćwiczeniach jestem jeszcze bardziej wygłodniała niż normalnie ... no to potem o bieganiu ale okazuje się, że nie takie to proste bo trzeba umieć biegać i ostatecznie .... odpuściłam w ogóle ... a co tam. W bikini i tak nie chadzam a ciuchy trzeba przecież czasami zakupić nowe ....
OdpowiedzUsuńgdyby chodziło tylko o 2 kilogramy, to pewnie też nie byłoby żadnej diety... niestety te 2 trzeba u mnie kilka razy pomnożyć ;D
UsuńOj, skąd ja to znam :)Też się ciągle mobilizuję... zacznę od jutra! :P
OdpowiedzUsuńja się tak mobilizuję co roku, jak się trzeba rozebrać z zimowej garderoby :)
Usuń:)))))
OdpowiedzUsuńJa tak od zawsze
witamy w klubie :)
Usuń