Chyba dojrzałam już do tego, żeby przyznać się publicznie do mojego największego nałogu.
A więc - jestem nałogowcem książkowym.
Kocham książki.
Czytam je, pochłaniam, pożeram, smakuję .... i wącham (uwielbiam zapach nowej książki).
Wypożyczam i kupuję na tony.
Nowości z księgarni, starszą z antykwariatu, jeśli mnie zainteresuje też nie pogardzę.
Czytam kiedy tylko mogę i gdzie tylko mogę - rano, wieczór i w południe, w poczekalnie u lekarza, w pociągu, autobusie, na ławce w parku ...
Zawsze noszę jakiś egzemplarz w torebce.
Może być horror, romans, thriller, sensacja, historyczna ....
Ulubienie pisarze ? Coben, Kava, Picoult, Gerritsen, Masterton .... i jeszcze paru innych.
Oczywiście nie czytam wszystkiego co wpadnie mi w łapy. Książka, która po kilkudziesięciu stronach nie zdołała mnie sobą zainteresować, za karę wraca nie przeczytana do biblioteki ;).
Wpadłam w ten nałóg jako dziecko i mam nadzieję, że wytrwam w nim , aż do późnej starości.
Tak więc widać, że wyznanie win nastąpiło, ale postanowienia poprawy brak ... i niech tak zostanie ;).
Powiem szczerze-mam tak samo! :P Mój nałóg miał swą genezę w podstawówce :)Dużo chorowałam w dzieciństwie, a leżąc w łóżku jakoś trzeba było zająć wolny czas. No i przepadłam. W pewnym momencie okazało się, że przeczytałam wszystkie książki ze szkolnej biblioteki, więc zostałam zapisana do miejskiej. Na szczęście póki co wystarczyło dla mnie jeszcze nieprzeczytanych egzemplarzy. :P
OdpowiedzUsuńzaczynam się zastanawiać, czy nie jesteś czasem moją w dzieciństwie zaginioną siostrą bliźniaczką ? ;D
OdpowiedzUsuńi ja i ja! ja zanim poszłam do szkoły przeczytałam wszystkie książki z osiedlowej biblioteki publicznej (mój kilka lat starszy brat uczył się czytać a ja razem z nim i mi udało się pierwszej) - dostałam odznakę honorowego największego czytelnika osiedlowego:) Mój syn w tej samej biblio jest aktualnie najmłodszym czytelnikiem.
OdpowiedzUsuńChoć ja jak kiedyś u siebie pisałam - miałam przymusowy odwyk 2-letni ale właśnie wracam z przyjemnością do nałogu:)
dwa lata na odwyku - biedna, jak Ty to wytrzymałaś ? ja na miesięcznym dostawałam fioła ;)
OdpowiedzUsuńNa odwyku jak to na odwyku - musiałam zadowalać się substytutami literatury - czytałam ulotki leków, etykiety słoiczków, gazetki dzieciowe itd. Przy trybie życia mojego syna, jego stanie zdrowia i dodatkowo nocnym spaniu (a właściwe niespaniu) jak miałam sekundę spokoju to marzyłam tylko o zamknięciu oczu - a tak niestety nie mogłam przebrnąć dalej niż do strony z podziękowaniami czy dedykacją:)
OdpowiedzUsuńależ ze mnie sklerotyczka, ja też na takim odwyku byłam - ale u mnie to już stare dziej i chyba temu zapomniałam ;)
OdpowiedzUsuńpamiętam brak snu, słoiczki, choroby, ale braku literatury nie .... :)
He, he, tak sobie myślę, że my jesteśmy bliźniaczymi trojaczkami, rozdzielonymi w dzieciństwie. Ja też miałam przerwę, bo ze względu na moje nie udane próby z założeniem własnej firmy, pojechałam na cztery miesiące do pracy za granicę, a przecież nie mogłam spakować tylu książek, żeby na tak długi czas wystarczyło, bo jeszcze jakieś ubrania musiałam ze sobą zabrać :P Przeczytałam co miałam, przeczytałam co mieli inni i...odwyk. :P
OdpowiedzUsuńTo jest właśnie minus wyjazdów zagranicznych - nie można zabrać ze sobą wystarczającego zapasu lektury. W kraju, gdy Ci braknie zawsze możesz sobie coś dokupić ;D
OdpowiedzUsuń